"Królestwo Cieni (Celine Kiernan)
- Konrad Staszewski
- 12 cze 2015
- 5 minut(y) czytania
Tropem następcy tronu
Po ucieczce z pałacu króla Jonathona, córka Obrońcy Tronu Lorda Moorehawke, Wynter, wyrusza na poszukiwanie zaginionego księcia i prawowitego następcy tronu, Alberona. Choć boi się samotnej podróży i grożących jej niebezpieczeństw, wie, że musi go odnaleźć. Nie wierzy bowiem, iż młodzieniec, z którym się wychowywała i traktowała jak brata jest zdolny do zdrady i spisku przeciwko własnemu ojcu. Wkrótce przekonuje się, że na młodą, samotną dziewczynę czyhają nie tylko wilkołaki.
W czasie podróży Wynter ponownie spotyka księcia Raziego i tajemniczego Merrona, do którego, przed rozstaniem, zaczęła czuć coś o wiele poważniejszego aniżeli przyjaźń. Czy wybaczy im kłamstwo, i czy uda jej się odszukać przyrodniego brata księcia?
Opisane powyżej wydarzenia są zaczątkiem fabuły powieści Królestwo Cieni, stanowiącej drugą księgę trylogii fantastycznej, opowiadającej o Wynter – Lady Moorehawke i jej przyjaciołach. Dzięki Trylogii Moorehawke irlandzka pisarka, Celine Kiernan, została nominowana do prestiżowych nagród. Na skrzydełku okładki wydawca zamieścił krótką notkę o autorce. Znajduje się na niej także rekomendacja INIS Magazine, która brzmi:
Celine Kiernan ma znakomite wyczucie dramatyzmu: stopniowo buduje napięcie i prowadzi czytelnika wprost do zaskakującego finału.
Osobiście zgadzam się jedynie z jej zakończeniem. I w tym miejscu powinienem się podpisać, tylko że w takim wypadku to, co napisałem nie byłoby recenzją książki Kiernan. Streszczeniem fabuły także nie.
Pisząc, że zgadzam się tylko z zakończeniem rekomendacji magazynu mam na myśli fakt, iż autorka prowadzi czytelnika wprost do zaskakującego finału. Uważam, że Królestwo Cieni jest pozycją słabszą niż Zatruty Tron. Już po przeczytaniu pierwszego tomu cyklu miałem mieszane uczucia. Nie chciałem go zbytnio krytykować, uznając, że debiutancka powieść nie musi być idealna, ale uważam, że każda kolejna książka danego autora powinna być lepsza od poprzedniej. Niestety, w przypadku Kiernan tak się nie stało. Podobno nie czas żałować róż, kiedy lasy płoną, ale pisząc kolokwialnie: żadna z tych książek nie powaliła mnie na kolana. I mimo sentymentu, jaki żywię do irlandzkich twórców oraz ich dzieł, Kiernan nie przypadła mi do gustu.
Zacznę może od plusów Królestwa Cieni. Nie ma ich za dużo. Może właśnie z tego powodu do napisania niniejszej recenzji podchodziłem kilka razy. Z początku myślałem, że było to spowodowane moją choroba, ale prawda okazała się zupełnie inna.
W drugim tomie trylogii Moorehawke pierwsze skrzypce grają bohaterowie znani z poprzedniego: lekarz i książę-bękart Razi, córka obrońcy tronu, Wynter oraz skrywający mroczną tajemnicę Christopher Garron. Jak podkreśliła moja żona, dziewczynę i Merrona łączy nie tyle romans, co prawdziwa i czysta miłość. Darzą się oni zakazanym uczuciem, ponieważ Christopher nie jest do końca człowiekiem. Potrafi on stanąć w obronie swojej ukochanej i nie oczekiwać niczego w zamian. Zatruta strzała Amora dosięga także Raziego i Emblę, traktowaną przez Merronów jak boginię. Jest to bardzo ciekawa postać ale, moim zdaniem, jej potencjał nie został w pełni wykorzystany. Może dlatego, że jestem mężczyzną i mało we mnie romantyzmu, a może dlatego, że oczekuję od powieści fantastycznej czegoś więcej niż tylko ckliwego romansidła, powyższy argument w mojej recenzji utonie w zalewie minusów, które zauważyłem podczas lektury.
W Królestwie Cieni autorka rozbudowała historie głównej bohaterki pierwszego tomu trylogii (Wynter) i jej przyjaciół oraz skupiła się, przede wszystkim, na romansie Merrona (Garron) z córką Lorcana Moorehawke, a także na przeszłości tego pierwszego. Pozostali bohaterowie znani z pierwszego tomu są tylko wspominani, choć wcześniej wydawali się ważni dla fabuły. Bardziej przemówiły do mnie jednak nowe postacie powiązane z Christopherem – a wśród nich ważny i chyba najciekawszy Sólmundr, którego leczy Razi – ich tradycje, wierzenia oraz obrzędy. Niestety, wszystko ma swoje wady i zalety.
Do plusów zaliczam także okładkę, mapę zamieszczoną na jej wewnętrznej stronie, odwzorowującą okolice miejsca akcji książki i dużą, czytelną czcionkę. Kilka słów o pierwszym i drugim. Okładka jest utrzymana w stylu Zatrutego Tronu – na pierwszym planie widzimy idącego młodzieńca, uzbrojonego w miecz i sztylet. Nad jego głową oraz wokół postaci przedstawiono ciemne liście i nawet nie znając jeszcze fabuły, nie trudno się zorientować, że mężczyzna skrada się przez las. Niepokojącego nastroju dopełnia obraz płonącego stosu, do którego się zbliża, lub chce go ominąć. Okładkę uzupełnia duży, wypukły i pozłacany tytuł książki oraz tajemnicze znaki, na tle rozognionego nieba. Czytelnicy mogą się domyślać, że uzbrojony młodzieniec, tak jak to było w pierwszym tomie trylogii, na którym przedstawiono młodą dziewczynę (Wynter), jest jednym z głównych bohaterów woluminu. Wracając do mapy, dobrze, że zamieszczono ją na okładce – obrazuje ona drogę oraz miejsca, które odwiedzają Razi, Christopher i Wynter. Aby zakończyć temat obwoluty, należy przypomnieć, że jest ona skrzydełkowa. Na jednym zagięciu znajduje się interesujący i zachęcający urywek treści fabuły, a na drugim krótka notka o autorce i cytowana powyżej rekomendacja. I tu kończą się plusy Królestwa Cieni. Czas na minusy.
A teraz mniej przyjemna część recenzji. Niestety, tak jak w Zatrutym Tronie, zgłębiając jego kontynuację, czytelnikom ciężko będzie określić czas akcji. Ma ona miejsce w Europie, jakby w nieokreślonej przeszłości, ponieważ autorka nie trzyma się żadnych konkretnych historycznych realiów. Kiernan bardziej skupiła się na fabule i przeszłości bohaterów niż na określeniu czasu w powieści.
Jeszcze większe problemy sprawią odbiorcom próby połapania się w treści Księgi Cieni. W tym miejscu muszę bowiem zaznaczyć, że osoby, które nie przeczytały poprzedniej części historii o Moorehawkę, bardzo dużo tracą i będą zagubione. Fabuła drugiej opiera się, przede wszystkim, na poszukiwaniu zbuntowanego księcia Alberona, ale to, dlaczego bohaterowie go szukają, wyjaśnione jest w pierwszym tomie. Akcja zaczyna się w chwili zakończenia Zatrutego Tronu. Brakuje mi tego, co czytałem na przykład w kolejnych częściach Mrocznej Wieży Stephena Kinga – przypomnienia najważniejszych scen z poprzednich.
Nie podobało mi się także pozostawienie niektórych ważnych bohaterów Zatrutego Tronu w obrębie jednej książki i tylko wzmiankowanie o nich w kontynuacji. Boję się, że po wprowadzeniu nowych postaci, Kiernan je pominie albo uśmierci i w trzecim, na szczęście, ostatnim zapowiedzianym na stronie wydawnictwa woluminie, przedstawi czytelnikom kolejne lub jakąś zbiorczą scenę. Chyba że mnie bardzo zaskoczy, w co wątpię. Niemniej na pewno się o tym przekonam, ponieważ nie lubię zostawiać spraw niedokończonych. Skoro przeczytałem dwa tomy, to trzeci także kiedyś przełknę i zrecenzuję.
Wracając do negatywów Królestwa Cieni, mam także uwagę do sposobu przedstawienia Merronów. Napisałem, że podobają mi się obrzędy i wierzenia tego ludu, ale autorka, bazując na języku irlandzkim, wykreowała też własną mowę, którą często posługują się jego przedstawiciele, rozmawiając między sobą. Na końcu książki Kiernan zamieściła tłumaczenie języka tego plemienia, niestety wydawca nie postarał się o żadne odnośniki i czytelnik, jeżeli chce wiedzieć o czym mówią postacie, jest zmuszony wielokrotnie przerywać lekturę, by zajrzeć do słowniczka.
Mimo kilku zaskakujących zwrotów akcji znaczna część powieści jest nużąca. Bohaterowie podróżują, a osoby nieznające poprzedniej książki nie wiedzą, w jakim celu. Może to zniechęcić czytelników. Nie pojawia się także przedmiot pożądania, który budził strach w Zatrutym Tronie. Autorka, jakby nie chciała się powtarzać, zrezygnowała z kilku elementów w nim występujących. Przedstawia na przykład duchy, ale nie ma mówiących kotów.
Obrazu dopełniają błędy redakcyjne i korektorskie: skoro Wynter cały czas jest kobietą, to dlaczego w pewnym momencie objawia się jako mężczyzna? Źle odmieniony czasownik? W jednym miejscu także Razi występuje jako Razie. Autorka również popełniła błędy. W kilku fragmentach pojawiają się, moim zdaniem niepotrzebne, powtórzenia wypowiedzi bohaterów, z których mogła zrezygnować i wykorzystać pozostające wolne miejsce na przypomnienie lub skrócenie fabuły poprzedniego tomu. Osobiście nadałbym także głównej bohaterce inne imię (Wynter to tylko jej przezwisko), ponieważ to, którym nazwał ją Joseph Bédier, zupełnie nie pasuje mi do konwencji utworu. Dużym minusem wydaje mi się ponadto zakończenie powieści w ciekawym momencie i zmuszanie czytelnika do czekania kilku miesięcy, aż przekona się, co nastąpi niedługo po ostatnim zdaniu.
W ramach podsumowania muszę zaznaczyć, że z trudem przełknąłem Królestwo Cieni i ciężko mi się pisało niniejszą recenzję. Jednym z powodów może być fakt, że powieść jest stargetowana raczej dla nastolatków. Książkę polecam czytelnikom, którzy znają Zatruty Tron i nie zrażą się moimi uwagami. Powieść posiada dużo minusów i plusy ich nie pomniejszają. Tylko samozaparcie sprawi, że kupię i przeczytam Zbuntowanego Księcia – ostatni tom trylogii Moorehawke.
Konrad Staszewski
Korekta i redakcja: Monika "Katriona" Doerre, Paulina Maria "Lorelay" Szymborska-Karcz

Autor: Celine Kiernan Tytuł: Królestwo Cieni Tytuł oryginału: The Crowded Shadows Język oryginału: angielski Tłumaczenie: Joanna Nykiel Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie Data wydania: 2011 r. Miejsce wydania: Wrocław Oprawa: miękka ze skrzydełkami Ilustracje: brak ISBN: 978-83-245-9074-2 Liczna stron: 512 Format: 205 x 130 mm Cena: 39,90 zł"
Recenzja jest mojego autorstwa i pochodzi ze strony http://efantastyka.pl/art_krolestwo-cieni-celine-kiernan
Comments